Wednesday 8 February 2012

Charles and William

Bangkok jest nieprzyzwoity i bezwstydny. Bangkok jest wspaniały.
I dlatego od czasu do czasu człowiek musi sobie do Bangkoku pojechać.

Znowu stoimy w korku. Mija już 23 i pospieszamy kierowcę. Nie jedziemy do Bangkoku by oglądać pałace, jedziemy porządnie się zabawić. Jeszcze w drodze rozpijamy butelkę whisky więc północ mija a kosmopolka o własne nogi się obija.
Tej nocy kosmpolka  poznaje nieziemsko przystojnego dżentelmena z Anglii. Wygląda jak młódy Bóg, jednak lepiej jest gdy się nie odzywa. Niestety kilka słów trzeba zamienić. Trochę o pogodzie, trochę o niczym. Wiadomo, że wszystko zmierza do łóżka.
W międzyczasie inna kosmopolka rozmawia z kolegą dżentelmena, dobrze jak się trafia taki parowany podryw, człowiek nie musi się naszukać i namęczyć. Słychać narzekania, że nieatrakcyjny i mało błyskotliwy, ale kto by o to dbał nocną porą, przekonuje kosmopolkę, a ponieważ liczy się dziewczę z moim zdaniem, stawia na konkret i chwilę później język jej już raczy rozkoszą Charlesa.
Podwójny układ ma same dobre strony. Dwa koleżeńskie wianuszki to również dwa osobne hotele więc kwestią sporną pozostaje tylko  kto gdzie będzie się bawił.
...
Rano ma miejsce wydarzenie bez precedensu. Coś czego jeszcze nie było i mam nadzieję nigdy już nie bedzie. Kosmopolka otwiera oczy, a po mężczyźnie ostatniej nocy ani śladu. Najpierw dezorientacja, potem szybka analiza wcześniejszych wydarzen i wniosek, jak płaski w twarz, bo jednak był i zniknął. To bardzo kompromitujące doświadczenie, choć gdy spojrzeć na to z innej strony, ten mało dżentelmeński ruch uchronił nas od niezręczności poranka dnia następnego. Chwilę później do hotelu dociera zguba, narzekając na Charlesa i jego małe przyrodzenie. Każde doświadczenie wzbogaca, kosmopolka twierdzi, że następnym razem nie idzie do wyra z byle kim.
A dla mnie, po tej nocy sformułowanie wyjść po angielsku nabiera nowego znaczenia. Ach Ci dżentelmeni z wysp.


No comments:

Post a Comment